A: Trekking po lapońskiej tundrze wydaje się być dobrym wyborem na koronawakacje, szczególnie po przejechaniu przez Międzyzdroje i krótkiej wizycie na plaży ( i to na plaży dla psów, bo na tej ludzkiej trudno zrobić krok, żeby nie nadepnąć na ciało). Północ Szwecji była wprawdzie oblegana przez kampery i przyczepy (może nawet w tym roku bardziej niż zwykle), ale tak naprawdę ludzi spotykaliśmy rzadko i w stosownym oddaleniu. Rzecz w tym, że cały ten obszar ma takie mnóstwo cudownych miejsc do spacerowania, tyle jezior nad którymi można stanąć i wypoczywać za free, że te wszystkie szwedzkie (i parę niemieckich) kamperów, gdzieś znika.
Co nam się w Laponii spodobało?
Po pierwsze nienarzucające się piękno. Co mam na myśli? Nie ma tu rzucających na kolana widoków, takich jak np. w Norwegii. Wszystko jest takie bardziej… urocze. Droga przez sosnowy las, pasące się renifery, malownicze, niewielkie domki z pionowych deseczek w różnych kolorach, tonące w łubinach, albo przeglądające się w jeziorze, drewniane kładki prowadzące przez tundrę między brzozą karłowatą i wełnianką bagienną…
Po drugie spokój i odludzie. Nawet w miejscach bardziej obleganych przez odwiedzających, panuje spokój i cisza. Ludzie mijając się pozdrawiają, ale każdy zachowuje się tak, aby nie zakłócać wypoczynku innych. Jest czysto i schludnie, nawet w lesie, bo wszędzie można znaleźć kosz na śmieci i drewniany wychodek, więc nikt nie śmieci.
Po trzecie nieprawdopodobna ilość świetnych miejscówek na noc. Pomimo wielkiej ilości caravaningowców, nie mieliśmy najmniejszego kłopotu ze znalezieniem noclegu nad samym jeziorem (rzeką lub morzem) bez żadnego sąsiedztwa i towarzystwa. Były to zawsze miejsca z przygotowanym miejscem do grillowania, często z wychodkiem i koszem, więc nie było problemu z zachowaniem szwedzkiej zasady: wszędzie możesz się zatrzymać i spędzić noc, ale masz zostawić to miejsce w stanie nienaruszonym.
Co nam się w Laponii nie spodobało?
Kapryśna pogoda. Prognozy się nie sprawdzają. Jak jest pochmurnie i mży, jest zimno i człowiek ma wrażenie, że to w ogóle nie są wakacje. Oczywiście taką pogodę można mieć wszędzie, ale trochę przecież muszę ponarzekać :)
Po drugie komary. Prawdę mówiąc nie lubię jak ktoś boi się komarów i na nie narzeka. W końcu można się spryskać odpowiednimi preparatami, a te kilka ukąszeń przecież nie zabija (zazwyczaj). Ale niestety tutaj, przy tak wielkiej liczbie jezior, rzek i bagien, ilość komarów jest tak olbrzymia, że to naprawdę stanowi problem. Off itp. nie są skuteczne. Mugga, o wiele lepsza, ale trudno się nią pokryć od stóp do głów, a ubranie przed niczym nie chroni. Podczas wędrówki wokół człowieka unosi się cały czas chmura komarów, która denerwująco bzyczy, a poza tym jest ich tak dużo, że i tak co chwilę kilkadziesiąt z nich siada na skórze lub ubraniu i próbuje szczęścia. Każde zatrzymanie się na odpoczynek, czy choćby picie, powoduje, że komary obsiadają szczelnie ciało natychmiast, co jest nie na moje nerwy…
Co nas w Laponii zdziwiło?
Nie rozumiem dlaczego wyjście słońca zza chmur powoduje, że natychmiast robi się gorąco. U nas jak jest zimny i pochmurny dzień (powiedzmy 10 stopni tak jak było w Laponii) to trzeba założyć ciepłą odzież, bo jest zimno. Gdy wyjdzie słońce, robi się przyjemniej, więc można się rozpiąć. W Skandynawii pokazanie się słońca powoduje, że odczucie temperatury zmienia się z 10 na jakieś 20 stopni. Robi się tak ciepło, że najlepiej rozebrać się do samej koszulki i krótkich spodenek. Skąd to się bierze? Przecież kąt padania promieni słonecznych w tej szerokości geograficznej jest bardzo ostry, więc słońce powinno słabiej grzać. A może chodzi o czystość powietrza? Może u nas słońce mniej grzeje z powodu zanieczyszczeń, a tam powietrze jest kryształowe?
Druga rzecz to czyste samochody, pomimo deszczowych dni. W Krakowie po 2 dniach deszczu, mam auto do połowy szare (górna część czerwona), a tam wszystkie samochody na drodze wyglądają jak prosto z myjni. Czyżby znowu brak zanieczyszczeń?
Następna rzecz to prędkość na drogach. Szwedzi jeżdżą równo o 10 km/h mniej niż prędkość dopuszczalna. Wszyscy.
Ł: Na koniec jeszcze kilka moich spostrzeżeń i uwag, głównie ze szwedzkich dróg.
Rzeczywiście zwracał uwagę natężony ruch kamperów i aut z przyczepami, zdecydowanie większy niż w ubiegłych latach. Co więcej wszystkie na szwedzkich numerach rejestracyjnych. Przez całą podróż widzieliśmy jedynie 5 razy niemieckie blachy i to nie na rasowych kamperach tylko na wyprawówkach podobnych do naszej, albo na terenówkach z namiotami dachowymi. Przedstawicieli innych nacji nie mijaliśmy wcale.
Rzeczywiście niemal wszystkie mijane samochody są czyste i to niezależnie od koloru. Może nadal nie byłoby to dziwne, gdyby nie fakt, że nasze auto po trzech tygodniach również wyglądało na czyste, a w Polsce wystarczą dwa deszczowe dni, żeby prosiło się o myjnię.
Po szwedzkich drogach jeździ naprawdę dużo świetnie utrzymanych antyków. Najbardziej zwracają uwagę amerykańskie krążowniki z lat 60tych z trójkątnymi płetwami na tylnych błotnikach.
Komary są uciążliwe, ale tylko w bezwietrzne dni. Jak wieje, nie ma problemu. Co do braku rzucających na kolana widoków to nie wiem, ale mnie kilka wodospadów rzuciło :)
Pewnie rzuciłby mnie też widok z Kabnekaise, gdybym go zobaczył. W tej sprawie nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa :)))
W ciągu 21 dni przemierzyliśmy niemal 6400km przepalając ponad 840 l oleju napędowego. Tankowanie w Szwecji nie należy do najmilszych czynności, bo litr paliwa kosztuje średnio 14.35 SEK, a więc ponad 6zł. Niemniej jednak koszty całej wyprawy zamknęły się w 6000zł. Paliwo 8059 SEK + 1216PLN (4708zł), promy 1243zł, autostrada Katowice - Wrocław 32zł.
A granice Kanady są nadal zamknięte.