Wracamy do naszej wakacyjnej tradycji - najpierw na północ, potem na południe. Tym razem będzie to całkiem daleka północ, bo dobre 300km za koło polarne. O Lofotach marzyliśmy od zawsze...., no dobrze, nie od zawsze (bo kiedyś nie wiedzieliśmy, że są gdzieś, jakieś Lofoty), ale od dawna. Od dobrych kilkunastu lat.
Zwlekaliśmy, bo chcieliśmy, żeby dzieci były większe (bardziej zdatne do trekkingu), żeby mieć przynajmniej trzy tygodnie wolnego (bo to kawał drogi) i żeby ktoś z nami pojechał (na wypadek paskudnej pogody). No taaak...
Dzieci rzeczywiście urosły, ale żeby miały większy zapał w nogach niż kiedyś, to bym nie powiedział. O trzech tygodniach urlopu mogę zapomnieć, a znajomi w ostatniej chwili się wykruszyli. Mam nadzieję, że pogoda dopisze, bo jak nie, to chyba umrzemy z nudów tylko w rodzinnym gronie.
Plan mamy ambitny i dynamiczny, ale w deszczu go nie zrealizujemy. Na razie prognozy są rewelacyjne. Mamy tylko 17 dni. Żeby nie tracić ani chwili, startujemy natychmiast po odebraniu świadectw. Chyba będę już czekał kamperem pod szkołą. Ubranka galowe przebiorą po drodze :)))
Uczestnicy: my + Nikodem + Ola
Pojazd wyprawowy Toyota Hilux
Dystans wg licznika:6450 km
Noclegi: na dziko