Dzisiejszy dzień spędziliśmy w górach Troodos. Była to miła odmiana po wczorajszym plażowaniu. Po pierwsze towarzyszyły nam zupełnie inne temperatury (myślę, że jakieś 24 stopnie), miły wiaterek i zupełnie inne widoki. Wprawdzie Cypr nie oferuje wysokich szczytów (najwyższy Olimp ma 1952m.n.p.m.), ale ma za to dość urocze wodospady i starodawne, bizantyjskie kościółki. Szlaki prowadzące do wodospadów są dobrze oznakowane i prowadzą pięknym, egzotycznym lasem. Pokazywaliśmy dzieciom liany na drzewach, dziwacznie pokrzywione sosny i drzewa truskawkowe. Cała trasa do wodospadu biegnie doliną potoku, który przyjemnie mruczy i dodatkowo chłodzi. Myślę, że nawet w pełni sezonu, taki spacer może być przyjemny. My odwiedziliśmy dwa: Caledonia Waterfall i Millomeris Waterfalls. Gorzej będzie z miłośnikami wspinaczek górskich. Na Cyprze niestety trudno zdobywać szczyty. Niemal na każdej wyższej górze, z najwyższym Olimpem włącznie, zlokalizowane są jednostki wojskowe z radarami w kształcie wielkich piłek golfowych.
Mieliśmy w planie zwiedzić trzy stare kościółki, położone w górach, ale po pierwszym trochę się zniechęciliśmy. Nie dlatego, że czegoś mu brakowało, przeciwnie, choć maleńki, był bardzo ładny. My chyba po prostu nie jesteśmy aż takimi fascynatami, żeby jeździć za nimi wąskimi, krętymi i nie mającymi końca dróżkami. Ten który odwiedziliśmy, to XV-wieczny, bizantyjski kościółek Archanioła Michała. Z zewnątrz wyglądał jak owczarnia, ale na szczęście był podpisany, więc weszliśmy do środka i znaleźliśmy piękne malowidła, ikony i bardzo stary i skromny ołtarz.