Szmaragdowe Wybrzeże to północno-wschodni kraniec wyspy. Nazwa zapewne pochodzi od koloru wody wypełniającej liczne przybrzeżne zatoczki. Może dlatego, że jest tu naprawdę pięknie, a może właśnie ze względu na nazwę, miejsce przyciąga wszystkich możnych tego świata. Można tu zobaczyć wiele zacumowanych, nieprawdopodobnie wypasionych jachtów, oraz ogromne rezydencje. Ciekawa sprawa, bo z daleka bogactwo aż bije po oczach, a jak się podejdzie bliżej to ogród rzeczywiście zadbany i piękny (każda trawka na baczność, wszystkie takie same i ani jedna się nie wychyla), chata wielka i pewnie luksusowa, ale na zewnętrznych ścianach farba obłazi i takie jakieś szpetne…
Ale dość o problemach ludzi z nadmiarem pieniędzy :) Wybrzeże jest rzeczywiście piękne nie tylko za sprawą wody, ale przede wszystkim ze względu na liczne wysepki i szkiery wypełniające cieśninę między Sardynią i Korsyką. Poza tym skały na brzegu zadziwiają różnorodnością form i kształtów. Można je spotkać na całym wybrzeżu, ale kulminacja następuje na wschód od Palau, na Capo d’Orso, gdzie poprowadzono nawet ścieżkę spacerową (3EUR/os, dzieci free). Jak zwykle w takich okolicznościach przyrody świetnie się bawiliśmy wypatrując różnych stworów w różnych zakamarkach od fok i hipopotamów począwszy na czarownicach i smokach skończywszy. Ścieżka wyjątkowo krótka (porównywaliśmy do Skalnego Miasta i podobnych formacji skalnych w Bretanii) ale było pięknie i nie ma co narzekać. Trzeba pamiętać, że upał nie pozwala na długie i męczące spacery, więc dla nas było super.