Dziś dla odmiany upał, więc dzień zaczęliśmy od podjechania na najbliższą plażę, gdzie skutecznie się ochłodziliśmy, a następnie ruszyliśmy przez góry na czubek Peloponezu. Po drodze zrobiliśmy zakupy i zatankowaliśmy wodę (nie ma z tym najmniejszych problemów – krany z pitną wodą są co kawałek na poboczach). Przeprawa przez góry zaowocowała wieloma zdjęciami, bo widoki naprawdę obłędne. Po drodze minęliśmy Spartę, ale miasto jak miasto, nie zatrzymaliśmy się. Za to opowieści o spartańskim wychowaniu, wyrzucaniu niewydarzonych dzieci do rzeki lub strącaniu w przepaść mocno zagościły w naszym samochodzie i umysłach. Do tego stopnia się nakręciliśmy, że przestraszył nas widok idącego drogą w kierunku rzeki faceta z niemowlęciem na ręku :)
Dziś śpimy na plaży, w przepięknym miejscu, które (ciężko to pojąć!) jest prawie całkiem wyludnione. Podczas wieczornego spaceru wzdłuż brzegu natrafiliśmy na jakiś podupadły i straszący pustkami ośrodek wypoczynkowy z domkami. Plaża długa i szeroka, woda kryształ, domki na samej plaży, a biznes nie idzie – wszystko opustoszałe i chylące się ku upadkowi.