Miejsc na świecie, gdzie można podziwiać wulkany błotne jest zaledwie kilka. Słyszeliśmy, że są warte odwiedzenia, więc postanowiliśmy je odnaleźć i przekonać się czy to prawda. Są obłędne! Wszystkim nam się szalenie podobało. Wulkany błotne w sumie nie mają nic wspólnego z prawdziwymi wulkanami (ani w ogóle z wulkanizmem jako takim), a nazywają się tak tylko dlatego, że je przypominają wyglądem. Powstają na terenach roponośnych, na których ze szczelin wydobywa się gaz ziemny. Cały teren pokrywa obłędnie ukształtowane zaschnięte błoto, poprzecinane widowiskowymi, niekiedy bardzo głębokimi bruzdami co daje iście kosmiczny krajobraz. W kilku miejscach znajdują się bulgoczące (z powodu wydobywającego się gazu) gejzerowate oczka lub przypominające wulkany stożki, z których wychlapuje się błoto, jakby to była lawa. My dotarliśmy na miejsce dość późno i początkowo martwiliśmy się, że mało skorzystamy , bo będzie kiepskie światło. Tymczasem zachodzące słońce utworzyło na błocie tak zaskakująco piękne barwy, a cały krajobraz spowiło ciepłym, lekko pomarańczowym blaskiem, że naprawdę byliśmy w pełni zachwyceni. Na całym dostępnym do zwiedzania teranie nie wolno palić, z wiadomych względów. Natomiast brak jakichkolwiek innych ograniczeń, a przecież na całym obszarze wydobywa się gaz, a ludzie szczególnie chętnie i najdłużej nachylają się właśnie nad bulgoczącymi stożkami. Nie wiem jak inni, ale my lekko się przytruliśmy. Byliśmy czerwoni (jakbyśmy cały dzień leżeli na plaży bez kremu ochronnego), spoceni i mocno rozgrzani. Nikodem nawet był przekonany, że ma gorączkę. Na szczęście zimny prysznic trochę nam pomógł, a teraz widzę, że więcej skutków ubocznych nie było.