Jadąc dalej drogą nad wybrzeżem okrążamy wschodni kraniec wyspy. Widoki takie sobie. Za to dokładnie na końcu drogi czeka całkiem niezła atrakcja w postaci termalnego źródła z wodą siarkową. Pewnie w upale środka sezonu gorąca kąpiel to nie jest szczyt marzeń, ale w majowe późne popołudnie, w cieniu skał, to zupełnie co innego. Pomijając już leczniczy wpływ tej wody na skórę, stawy, itd. (choć z roku na rok ten aspekt też nabiera znaczenia), to relaks na koniec dnia w naturalnym jaccuzi powinien zadowolić każdego. Asfaltowa droga kończy się parkingiem, od którego biegnie w dół do term droga gruntowa, można ją przejść piechotą, przejechać na ośle (sic!), lub zjechać samochodem – na dole też jest placyk parkingowy. Sama terma to zatoczka w plaży odcięta od morza ułożonymi kamieniami, do której wpływa ze skały gorąca woda. Byliśmy tu dwa razy i woda raz była ciepła, a raz gorąca. Ma to raczej związek z wysokością fal i mieszaniem z wodą morską, a nie ze zmienną aktywnością żródła, chociaż kto to wie? W tej gorącej kąpieli siedzi mniejsza lub większa kupa ludzi i zachowuje się mniej więcej jak japońskie małpy śnieżne. Nad całością unosi się woń siarkowodoru. Wszystko jest na dziko i za darmo, choć stoi tu jakiś opuszczony budynek uzdrowiska. Chyba kolejna grecka nietrafiona inwestycja… Być może chodzi o lokalizację pod wiszącymi nad głową niezbyt stabilnymi skałami, które trzeba by było solidnie zabezpieczyć żeby zalegalizować całe przedsięwzięcie.