Dzisiejszy dzień, cały deszczowy, nasunął nam refleksje, że całe szczęście, że w Norwegii jest tyle wodospadów, które są prawie tak samo piękne w deszczu co w pogodny dzień. Tak czy inaczej, ilość kropelek w powietrzu jest taka sama. Latefossen spada z góry w dwóch odnogach, robiąc tyle huku ile przystoi porządnemu wodospadowi. Podziwialiśmy go z dołu i z góry korzystając z chwilowej dziury w deszczowych chmurach. Po drodze nazbieraliśmy szczawiu, na zupę, którą obiecały ugotować dziewczyny z drugiego campera. Na razie dzieci pasą się na łące niczym zające, uważając się za wielkich szczęściarzy, że mogą sobie pojeść szczawiu...Jak to niektórym niewiele potrzebne do szczęścia! Jedyny mankament tego miejsca to usytuowanie przy samej drodze i niewielka zatoczka do parkowania. Było nam się bardzo trudno uwiesić w dwa kampery. Jadąc dalej na północ zatrzymaliśmy się nad jeziorkiem Ringedalsvatnet, koło Tyssedal. Można stąd dojść do Troll Tunga (Język Trola), czyli klifu wychylającego się daleko w toń jeziora. Niestety deszcz popsuł nam plany, po raz pierwszy w naszych wojażach byliśmy zmuszeni odpuścić:(((
Dzień zakończyliśmy w pobliżu Tvinne, na nasiąkniętej wodą łące.