Po czterech dniach słodkiego greckiego nicnierobienia droga znów ucieka pod maskę. Szkoda tylko, że tym razem zwiastuje koniec podróży i co gorsze, długie miesiące dzielące nas od kolejnej wyprawy. Eh…
Dzień spędziliśmy na pograniczu serbsko-rumuńsko-bułgarskim na terenie Parku Narodowego Derdap. W tym miejscu Dunaj na odcinku prawie 100km przedziera się przez końcówkę Karpat i robi to w bardzo ciekawy sposób. Jeśli mogę coś doradzić to oglądajcie ten przełom w drodze na Bałkany, a nie w trakcie powrotu, jak my. Wtedy wrażenia na pewno będą lepsze, bo ta bura woda po dwóch tygodniach patrzenia w turkusowe nurty działa przygnębiająco.
Oczywiście, nie przez całe 100km jest ciekawie. Wrażenie robi samo wejście do przesmyku czyli Żelaznej Bramy, której strzegą imponujące ruiny twierdzy Golubac. Potem długo, długo jest monotonnie, szeroko i wręcz nudno. Aż wreszcie ok.3 km za miejscowością Golubinje zaczyna się naprawdę ciekawie. Pionowe skały zawężają koryto Dunaju, który z trudem próbuje się między nimi zmieścić. Robi się ekstremalnie wąsko i co za tym idzie ekstremalnie głęboko. Jeśli wierzyć echosondzie z jachtu EMI to nawet ponad 100m!
Ciekawym zjawiskiem jest to, że wody burego, błotnego Dunaju nie mieszają się tu całkowicie z niebieskimi wodami Sawy tylko płyną obok siebie. Dziwne o tyle, że to już spory kawał za Belgradem, a poza tym liczne łodzie wycieczkowe robią co mogą, żeby te wody wymieszać :)
Ciekawostką jest też wielka (30m) rzeźba skalna oblicza króla Decebalusa, która przypomina ponad 2000-letnią historię tej ziemi, czyli historię Daków i Dacji .
Granicę serbsko-rumuńską przekroczyliśmy na stopniu wodnym Novi Sip, a następnie obraliśmy kurs na północny-zachód, czyli ..... do domu :(