Ostatnie dwa dni leniuchowania postanowiliśmy spędzić na Sithonii. Najlepsze na ten cel wydawało się samo południe półwyspu, bo po pierwsze sporo tam dzikich obszarów i malutkich, piaszczystych plaż w skalistych zatoczkach, a po drugie pięknie stąd widać Republikę Mnichów i Górę Athos, zwłaszcza w zachodzącym słońcu. W poszukiwaniu właściwego miejsca zjechaliśmy w boczną żwirową drogę, która na oko prowadziła w całkiem niezagospodarowany teren. Byliśmy pewni, że jeśli tylko uda nam się przez te nieużytki dojechać do brzegu (ok.3km) to będzie to odludne miejsce, z dala od wszelkiej cywilizacji – czyli to o co nam chodzi. Kompletnie zgłupieliśmy, gdy po kilkuset metrach nasza żwirowa droga zamieniła się w asfaltową i doprowadziła nas do całej sieci dróg, skrzyżowań, placyków, a nawet mostów i wiaduktów. Najdziwniejsze, że wszystko to drogi do nikąd, w szczerym polu, na powierzchni ok. 10km²! Cała ta plątanina przypomina labirynt, ewentualnie sieć uliczek w gęsto zabudowanym osiedlu mieszkaniowym, tyle, że zniknęły gdzieś budynki i mieszkańcy. Prawdziwe miasto duchów!!!
Mam pytanie: czy ktoś wie, słyszał lub przypuszcza co to jest??? Jeśli tak, to napiszcie. Na dole wkleiłem trzy zdjęcia satelitarne tego terenu. Te szare drogi to asfalt, te białe to beton. Moją pierwszą myślą było, że to teren przygotowany pod zabudowę. Ale przecież nikt nie rozpoczyna budowy osiedla od dróg, bo potem ciężki sprzęt wszystko by zniszczył. Poza tym inwestycja wygląda na zakończoną jakieś 10 lat temu. Jak patrzę na te fotki z góry to nabieram przekonania, że albo ma to coś wspólnego z kosmitami, albo z wojskiem…
Sam nie wiem jakim cudem przejechaliśmy ten labirynt, ale koniec końców dotarliśmy do miejsca, o które nam chodziło (strzałka na ostatnim zdjęciu) i robiliśmy wszystko to, co powinno się robić w wakacje na plaży :)