Lejki zmieniły się na Lochy, więc to już na pewno Szkocja. Dzień spędziliśmy w regionie Trossachs na leniuchowaniu. Pogoda wręcz nieprawdopodobna, cały dzień błękit i upał. Trzeba przyznać, że jak na razie aura nas rozpieszcza. Od tygodnia jesteśmy w podróży a deszcz padał tylko godzinę w Calais i 10minut w Dover. Prognozy na następne dni nie są już niestety tak optymistyczne, więc dzisiaj postanowiliśmy przeleżeć na plaży, oby to nie była ostatnia okazja. Dzieci świetnie się bawiły, Łukasz naprawiał rower, a ja pilnowałam naszych małych surferów i obracałam się na kocu jak na rożnie. Teraz wszystko mnie piecze, bo nie wpadłam na to, że w zimnej Szkocji też trzeba posmarować się kremem z filtrem. Wieczorem przeszliśmy się po okolicznym lesie, który wyglądał jak w baśniach, bo rosły w nim stare spróchniałe dęby, obrośnięte mchem, brakowało im tylko gęby i takich wielkich nochali. Noc spędzamy nad niewielkim jeziorkiem, w miejscu cichym i spokojnym. Niestety przed chwilą przyjechała horda szkockich nastolatków z piwem i kiełbaskami i rozpalają ognisko. No cóż, nie ma się co dziwić, w końcu to piątkowy wieczór, pogoda super i miejsce na biwak wymarzone!