Po całej nocy jazdy i ponad 1200km w kołach zatrzymaliśmy się nad brzegiem Jeziora Bodeńskiego. Nieźle brzmi, ale to nie całkiem prawda. Świadomość obecności gotowego łóżeczka tuż nad głową, źle wpływa na morale kierowcy i pilota, więc o 4.00 poszliśmy spać, a resztę trasy dokończyliśmy między 9.00 a południem. Nad jeziorem odpoczęliśmy i zjedliśmy obiad, a popołudnie poświęciliśmy na Liechtenstein, przedostatnie państwo europejskiego planktonu, w którym jeszcze nie byliśmy. Ciekawiło nas czym różni się od Niemiec, Austrii czy Szwajcarii, skoro jest niepodległe. No i chyba niczym, ale może to my nie zauważyliśmy. Trudy podróży zniechęciły nas do głębszej inspekcji, więc tylko przejechaliśmy spacerowo całe księstwo wzdłuż.
Samochód trochę nas rozczarował, ale to może tylko pierwsze wrażenie, bo porównujemy do ostatniego wyjazdu. Wiedzieliśmy, że jest mniejszy i ma mniejszy silnik, więc spodziewaliśmy się, że będzie zwarty, sprytny, może nie rakieta, ale na pewno ekonomiczny. Tymczasem jest mułowaty, ciężko nim jechać więcej niż 100-110km/h, bo hałasuje i pływa po drodze, a do tego na autostradzie żarł ponad 12l/100km! A wcale go nie cisnąłem…….. zbytnio :)