Dzień spędziliśmy na półwyspie Akrotiri, głównie na plaży (Lady’s Mile Beach). Ale coś tam jeszcze jednak zobaczyliśmy…
Południowy kraniec półwyspu, wraz z Kocim Przylądkiem, zajmuje baza Królewskich Sił Powietrznych. Teren jest całkowicie niedostępny dla przybyszów, trudno nawet coś zobaczyć z wyjątkiem startujących i lądujących myśliwców i transportowców RAF. Centralną część zajmuje spore, częściowo wyschnięte słone jezioro. Okoliczne tereny bagienne w założeniu miały oferować możliwość oglądania wszelkiego ptactwa. Są nawet wyśmienicie przygotowane punkty obserwacyjne, ze stosownym zasobem informacji i materiałem poglądowym. Problemem był tylko brak ptactwa – może za ciepło? Może nie ta pora roku?
Jest jeszcze kościół świętego Mikołaja od kotów, tych co przybyły z Konstantynopola i zjadły wszystkie węże na Cyprze….. taaak…. sprytne bestie. Kościółek większego wrażenia nie robi, kotów trochę jest, połowa jakaś wyleniała, reszta całkiem miła. Wszystkie bez wyjątku leniwe i ospałe jak Grecy.
Natomiast zdecydowanym hitem dzisiejszego dnia była fatamorgana. Jeszcze chyba nigdy w życiu nie uległem tak wiarygodnemu złudzeniu! Słone jezioro było częściowo wyschnięte, a częściowo wypełnione wodą. Po wjechaniu na suchą część, ze zdumieniem zauważyliśmy, że nie dojedziemy do plaży, bo drogę odcina nam szeroki jęzor wody. Tak, bez wątpienia wody – odbijały się w niej nawet krzaki, drzewa i budynki. W konsternację wprawił nas dopiero inny samochód pędzący po wodzie, świetnie się w niej odbijał (a jakże!), tylko jakoś wyjątkowo mało chlapał. Z opadniętymi szczękami ruszyliśmy w kierunku lustra wody, które najpierw zaczęło przed nami uciekać, a potem zupełnie znikło. Czad!!!
Prawdę mówiąc to tak nam się spodobało, że jeszcze się wróciliśmy i trochę sobie pojeździliśmy w tym niecodziennym mirażu, a na koniec pstryknęliśmy fotki (pięć ostatnich).