Wyjazd, tak jak poprzednio, uznajemy za trafiony i bardzo udany. Siedem dni to akurat tyle, ile potrzeba na obejrzenie wszystkich interesujących miejsc na wyspie. Pogoda dopisała idealnie, temperatura przyjemna, poniżej 30°C, woda ok. 21°C – przykry jest powrót w tegoroczną, majową, polską rzeczywistość.
Najczęściej spotykanym na wyspie zwierzęciem jest kot. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Kotów mieszka tu chyba tyle samo co ludzi, albo niewiele mniej. A skoro o liczbach mowa, to odwiedzenie Kosu poza sezonem wydaje się rozsądnym posunięciem. Teraz luźno i spokojnie było wszędzie, na plaży, na drogach i w miastach. Myślę, że w sezonie robi się tu niezły kocioł, bo to naprawdę mała wysepka. Nie wiem też jak w lecie radzi sobie lotnisko, bo nawet teraz, w niedzielne przedpołudnie, terminal wydawał się na skraju możliwości organizacyjnych i w działania personelu wkradał się taki grecki bajzelek.
I jeszcze jedna ważna sprawa. Na wyspie funkcjonuje chyba całkiem zapomniane już w Polsce i Europie rozwiązanie komunikacyjne w postaci podporządkowanego ronda. Czyli wjeżdżający na rondo mają pierwszeństwo, a ci jeżdżący dookoła nie mają i muszą wpuszczać wszystkich z prawej. W praktyce, ponieważ wiele aut jest z wypożyczalni i prowadzą je zagraniczni turyści to z przestrzeganiem przepisów jest różnie. Zalecam więc zasadę : jak jesteś na rondzie to wpuść tych wjeżdżających (chyba że ewidentnie się zatrzymują), a jak wjeżdżasz na rondo to dobrze się upewnij, że ten na rondzie wie, że ma cię wpuścić.