Wczorajszy dzień poświęciliśmy na obserwację jak żyją i czym zajmują się mieszkańcy wysp. No i okazało się, że pasą owce i łowią ryby – a co tu niby innego można robić :) Interesowało nas to tym bardziej, że przeczytaliśmy o panujących tu surowych zasadach Starego Testamentu, niejednokrotnie bardziej radykalnych niż tych w krajach muzułmańskich. Podobno nie wolno tu suszyć wypranych ubrań na sznurkach tylko rozłożone na ziemi, bo ich ruchy na wietrze mogą obrażać Pana. Tymczasem my widzieliśmy kilka razy ciuchy wiszące na sznurkach i wiecie co, faktycznie wykonywały frywolne ruchy, szczególnie kalesony :)
Dzisiaj postanowiliśmy spędzić cały dzień na naszych karaibskich plażach… No i spędziliśmy, choć wiało i mżyło niemal cały czas (pisze niemal, bo parę chwil było bez mżawy). Plaż jest kilka, przedzielone są skałami pokrytymi glonami. Mimo brzydkiej pogody spotykaliśmy innych spacerowiczów, zwykle emerytów z psami. Znaleźliśmy parę pięknych muszli, trochę zwykłych, bo może się przydadzą, zdechłą fokę i jedną żywą, ale dość daleko od brzegu. Teraz chmury się zgręplowały, więc liczymy na poprawę aury, bo jak tak dalej pójdzie to wpadniemy w depresję.