Całą noc lało, a ranek przywitał nas paskudnym kożuchem czarnych chmur i nieustającą mżawką. Nieźle się zapowiada jak na dzień plażowania! No trudno, w końcu to Szkocja, może się jeszcze odmieni. Promem przeprawiliśmy się na Hebrydy Zewnętrzne i tu powitało nas słońce. Oczywiście wiatr jak to na Atlantyku, ale pospacerować można. W sumie odwiedziliśmy kilka wysp połączonych ze sobą groblami: North Uist, Grimsay, Isle of Benbecula, South Uist i Sound of Barra. Wszędzie ładnie i malowniczo. Dużo zieleni, baranów, krów, małych, pobielonych domków i piękne skaliste wybrzeża. Ludzie mili, machają do nas na każdym kroku: a to pan ładujący śmieci do śmieciarki, a to farmer krzątający się w swoim gospodarstwie. Podnoszą też rękę wszyscy mijający się kierowcy, ale wtedy jest to nie tylko gest powitania, ale i podziękowania za umożliwienie mijanki. Drogi są tu bardzo wąskie, a co kawałek są wzdymki zwane passing place, więc trzeba jechać raz przyspieszając raz zwalniając, tak żeby mijanka wypadła właśnie na owej wzdymce.
Na południowym biegunie archipelagu znaleźliśmy piaszczyste, białe plaże, które miały wyglądać jak na Karaibach. Może rzeczywiście piasek podobny i woda też błękitna, ale mnie takie porównanie nigdy nie przyszłoby do głowy, bo spacerowaliśmy ubrani we wszystkie najcieplejsze ubrania a i tak po chwili zwiewaliśmy do campera, żeby się ogrzać. Na plażach był właśnie spory odpływ i udało nam się znaleźć parę naprawdę pięknych muszli. Dziś śpimy na wydmach. Jutro liczymy na słońce.
Połączenie Uig – Lochmaddy obsługuje linia Caledonian MacBrayne oferując jedno lub dwa połączenia dziennie. Cena za osobę ok. 6GBP (dzieci połowę lub nic), samochód 24GBP, kamper 36GBP. My zapłaciliśmy w obie strony 100GBP.